Articles
Tajemniczy przemyt w Modlinie
Zagadkowa pozostaje sprawa największego dotychczas przemytu narkotyków na lotnisku w Modlinie. Do dziś nie wiadomo, dlaczego przemytnik zdecydował się na samolot, skoro bezpieczniej było jechać pociągiem
W miniony czwartek przed sądem okręgowym na warszawskiej Pradze rozpoczął się proces 23-letniego Jeana Francoisa M., oskarżonego o próbę przemytu "znacznej ilości" heroiny. Mowa dokładnie o 488 gramach narkotyku.
Wszystko przez folię?
Jednak to, co nurtuje śledczych i prokuraturę, to sposób, w jaki Nigeryjczyk z francuskim paszportem wpadł w ręcę polskiego wymiaru sprawiedliwości. Narkotyki miał przyklejone taśmą do piszczeli. Co więcej, heroina owinięta była folią aluminiową, która zgubiła mężczyznę, gdy zapiszczała na bramce do wykrywania metali na lotnisku w Modlinie.
Jak donosi wyborcza.pl, strażnicy graniczni, którzy przesłuchiwali podejrzanego, nie mogli uwierzyć w historię, którą im opowiedział. Do Polski przyjechał autobusem z Paryża, a ponieważ nie zna kraju nad Wisłą, nie wiedział, w jakim polskim mieście się znalazł. Następnie wsiadł w inny autobus, który wywiózł go na Ukrainę. Tam jacyś ludzie okleili mu nogi "jakimiś paczkami".
"Bałem się ich"
Prokurator dopytywała, dlaczego pozwolił im na coś takiego.
- Byli postawni, wysocy. Bałem się ich. Powiedzieli, że mam to w ten sposób trzymać. Powiedzieli: "zamknij się, to jest twoje zadanie" - odparł oskarżony, cytowany przez setwis wyborcza.pl.
Z narkotykami przymocowanymi do nóg wsiadł w Kijowie do pociągu, którym pojechał do "jakiegoś miasta w Polsce". Stamtąd dostał się taksówką do Modlina, z którego miał lecieć do Brukseli. To mu się jednak nie udało, bo... został zatrzymany przez straż graniczną.
Teraz śledczy łapią się za głowy, dlaczego mężczyzna wybrał samolot, skoro mógł pojechać koleją, gdzie kontrola graniczna jest wyrywkowa.
Trzy wersje zdarzeń
W związku z tym prokuratura przyjęła trzy wersje wydarzeń. Pierwsza z nich mówi, że organizatorzy przemytu próbowali sprawdzić jakość kontroli bezpieczeństwa na lotnisku w Modlinie.
Kolejna opcja jest taka, iż Francuz mógł być wabikiem - bo kiedy służby zajmowały się nim, inni w tym czasie dokonywali znacznie większego przemytu.
Trzecie i ostatnia wersja jest taka, że byli o prostu partaczami. Obawiali się psów przeszkolonych w wykrywaniu narkotyków (stąd kawa w paczkach z heroiną), a nie pomyśleli, że aluminiowa folia wzbudzi bramkę.
Zatrzymany szlochając zapewniał w sądzie, że dał się wmanewrować w przemyt, bo potrzebował pieniędzy na operację dla chorej matki.
- Wiem, że popełniłem przestępstwo. Jest mi bardzo przykro z powodu. Nie zrobiłem tego celowo. Zrobiłem to ze względu na matkę. Wiem, że nie jest to dobre. Proszę o jak najniższy wymiar kary, żebym mógł wrócić do mojego kraju, żebym mógł się spotkać z moją rodziną. I z chorą matką, ponieważ nie wiem, co się z nią dzieje - przekonywał w sądzie.
Teraz może na 15 lat trafić za kratki.