Articles
"Tania odzież. Dziś dostawa!". Fenomen lokalnych ciucholandów
Poniedziałek, godzina 8:30. Pod jednym z nowodworskich ciucholandów ludzie w kolejce jak do lekarza. Podobnie jest o 8:30, tyle że w czwartek pod innym szmateksem. Na czym polega fenomen lokalnych sklepów z używaną odzieżą?
Lumpeks, szmateks, ciucholand, second-hand – jeszcze kilka lat temu te określenia kojarzyły się ze wstydem i ubóstwem. Sklepy z odzieżą używaną odwiedzali zazwyczaj ci, którzy nie mieli funduszy na nowe ubrania. Czy tak jest również teraz?
Jak grzyby po deszczu
W Nowym Dworze funkcjonuje kilkanaście ciucholandów i wciąż powstają nowe. Prześcigają się między sobą cenami, promocjami typu "każda sztuka po 1 zł", ustawiają dostawy towarów tak, by klient mógł znaleźć czas na odwiedzenie każdego z punktów. Sprowadzają ubrania z hurtowni odzieży używanej raz lub kilka razy w tygodniu.
– Nowy Dwór to zagłębie ciucholandów. Jest ich dużo. Osobiście nie lubię i nie muszę kupować w takich sklepach, ale widzę, że jest na nie ogromny popyt – twierdzi pani Agnieszka z Nowego Dworu.
Również pani Monika dostrzega, że sklepów typu second-hand jest bardzo dużo.
– Powstanie ich jeszcze więcej... i nie będzie już nic w tym Nowym Dworze poza ciucholandami. Przed niektórymi ustawiają się kolejki długo przed otwarciem, jak u lekarza – zauważa kobieta. – Byłam parę razy z koleżanką, ale jakoś nic mi się nigdy nie podobało - dodaje.
Jest jednak ogromne grono osób, które uwielbia zakupy w "szmateksach". Są to przeróżni ludzie – kobiety w średnim wieku, młode dziewczyny, coraz częściej także mężczyźni.
Polowanie na okazje
Co sprawia, że ciucholandy są tak popularne? Odżywają jak disco polo? Przechodzą swój renesans?
– Kupuję z trzech powodów. Pierwszy, to cena. Drugi to taki, że trudno mi jest w sklepach odzieżowych dostać mój rozmiar, a zaprzyjaźnione panie z ciucholandów zostawiają mi większe ubrania. Trzeci powód? W ostatnim czasie znacznie poprawiła się jakość towaru, dużo rzeczy jest z metkami, czyli nowy ciuch za niską cenę – mówi pan Cezary z Nowego Dworu. – Ciekawią mnie też te rzeczy, które można kupić poza ubraniami, wystawione zazwyczaj na oddzielnej półce, np. rzeczy do domu - dodaje.
Pani Ania zgadza się, że główną przesłanką do zakupów w second-handach jest cena. Ale nie tylko.
– Można upolować dużo fajnych rzeczy za bardzo niską cenę. To bardzo ważne w przypadku dzieci, bo one tak szybko rosną, Wolę kupić dziecku rowerek, czy pójść z nim na kulki, zamiast przeznaczać 100 zł na nowe ubrania, z których za chwilę moje dziecko wyrośnie lub je zniszczy – twierdzi pani Ania. – Oczywiście ubieram cała rodzinę, bo w szmateksach można znaleźć mnóstwo ciekawych, niepowtarzalnych ubrań - zaznacza.
Za oryginalność i unikatowość towaru ceni lumpeksy także pani Jolanta.
– To są rzeczy dobrej jakości, markowe, często z metką, w bardzo przystępnej cenie, do tego pojedyncze egzemplarze. Wyszukuję sobie ubrania, które do czegoś kompletuję. Jak coś wybiorę, to wiem, że na ulicy nie spotkam osoby, która jest tak samo ubrana. Koleżanki z innych miast mi zazdroszczą – mówi pani Jola. – Zaraziłam tym trochę moje znajome i wiem, że szukają okazji, fajnych rzeczy w tego typu sklepach.
Komfort kupowania
Klienci lumpeksów przyznają, że kiedyś wszystko było w pudłach, na stołach, trzeba było "kotłować" góry ubrań, by znaleźć coś ciekawego. Teraz większość rzeczy znajduje so na wieszakach, można je więc obejrzeć, przymierzyć.
– Teraz rzeczy w pudłach raczej by nie przeszły, bo klienci są bardziej wybredni, jest większa konkurencja, więc i jakość musi być lepsza. Na pewno z tego, co zarabiam, nie mogłabym sobie kupić tak dużo nowych rzeczy, a te z ciucholandu często są tak samo ładne. Czasami coś się nam podoba, a w domu stwierdzamy, że jednak nie pasuje. Nie szkoda wówczas tych wydanych 10 czy 15 zł. Źle bym się czuła, gdybym wydała na siebie mnóstwo pieniędzy – zaznacza pani Jola. – I chyba trzeba przyznać, że to jest też uzależnienie, szukanie okazji, fajna zabawa, na którą wystarczy mieć trochę czasu - podsumowuje kobieta.
Anna Cichocka