Articles
Zalani w Pestce

Rodzinny Ogród Działkowy „Pestka” należy do Polskiego Związku Działkowiczów. Przy ul. Mazowieckiej znajduje się ok. 360 działek, z czego 90% jest w tej chwili całkowicie zalane lub przynajmniej podtopione. Wejście na teren jest bardzo utrudnione, poziom wody wynosi tam ok. 70 cm.
- Niektórzy mają tu ogródki od 30 lat i nie pamiętają, żeby kiedykolwiek była tu powódź – mówi Marian Kościelniak, działkowicz z „Pestki”.
Teraz wystąpiła tu woda gruntowa.
Żeby dostać się na działki, trzeba obejść cały teren na około. Ta droga zajmuje kilka kilometrów. Dlatego niektórzy po prostu wchodzą głównym wejściem, brodząc po kolana.
- A jakby stało się jakieś nieszczęście, to karetka nie ma tu jak wjechać – komentuje pan Marian.
Zniszczeniu uległ cały sprzęt ogrodowy i wszystko, co znajdowało się w ogródkach. Działkowicze stracili także wszelkie sadzonki, krzewy czy kwiaty.
Pod wodą znalazła się również toaleta, a cała jej zawartość wypłynęła na wierzch. Mieszkańcy bloku przy ul. Mazowieckiej muszą teraz wąchać ten smród.
- To klęska sanitarna. Powinien zająć się tym sanepid – twierdzi działkowicz.
Kiedyś wody gruntowe z tego terenu miały ujście przy przepompowni ścieków. Teraz na skraju „Pestki” powstały nowe działki, dokładnie w miejscu, gdzie wcześniej gromadził się nadmiar wody. Był to tzw. folder. Drugi taki folder znajdował się przy obwodnicy. Obecnie jest zasypywany gruzem i dlatego woda zalewa działki, nie znajdując innego ujścia. Jak nam powiedział jeden z działkowiczów, od ul. Mazowieckiej na teren działek biegnie też rura odprowadzająca do rowu deszczówkę. Tym razem rów nie pomieścił takiej ilości wody.
- Jeśli nie zostanie wypompowana, to może tak stać nawet kilka miesięcy – martwi się nasz rozmówca. - A przecież wszyscy działkowicze wnoszą co roku opłatę w wysokości 218 zł za użytkowanie ogródków.
Działkowicze dziwią się, że woda jest wypompowywana z targowiska, a o działki nikt nie dba.
- To jest biznes, na handlu się zarabia. Ale skoro można osuszyć targowisko, to dlaczego nie można „Pestki”? - pyta jeden z nich.
Tekst i foto: ml
Sprawę postaramy się wyjaśnić w kolejnych numerach Tygodnika – red.