Articles

Pani stopek jest zadowolona

Dwa tygodnie temu (nr 13 z 1 kwietnia) przeprowadziliśmy wywiad z panem stopkiem, przeprowadzającym dzieci przez ul. Paderewskiego w Nowym Dworze. Nie jest mu lekko. Dziś o swoich warunkach pracy opowiada pani stopek z Pomiechówka


- Jak wygląda Pani praca?

- Pracuję tu już półtora roku, przez 8 godzin dziennie, od 7.00 do 15.00. Miałam przychodzić na 7.30, ale wiem, że dzieci często przyjeżdżają wcześniej pociągiem, więc wolę być na miejscu już o 7.00.
Gorzej bym się czuła, jakbym musiała iść do opieki społecznej po zasiłek, a tak mogę pracować. Do opieki to się idzie, jak ktoś nie może pracować, bo jest chory, niedołężny. Jestem zatrudniona normalnie, na etacie. Urząd odprowadza wszystkie składki.

- Słyszała Pani o warunkach pracy pana Edwarda z Nowego Dworu?
- Opowiadał mi, że ma u siebie ciężko.

- A jak jest u Pani?
- Mam budkę, która daje schronienie przed wiatrem, deszczem, śniegiem i zimnem. W budce jest prąd, więc mogę sobie zrobić kawę czy herbatę. Ja akurat nie potrzebuję, bo piję kawę na przerwie, ale przypuszczam, że gdybym w gminie poprosiła, to bez problemu dostałabym czajnik elektryczny. Mam nowiutki piecyk, więc nie marznę. No i fotelik. Ta druga pani stopek ma podobnie. Dostajemy posiłki regeneracyjne w restauracji w czasie zimnych miesięcy. Odśnieżali mi chodnik przez całą zimę. Nie było z tym żadnych problemów. A do toalety chodzę do urzędu, bo mam blisko. Jak się zwracam z jakąkolwiek prośbą, zawsze mnie wysłuchają. Nie mogę narzekać. Wcześniej dojeżdżałam do pracy w Warszawie i to było bardzo uciążliwe. A tutaj mam blisko z domu.

- Piesi doceniają Pani pracę?
- Na początku ktoś mi powiedział: stoi tu pani jak tirówka. A ja mówię, że są różne zawody i każdy pracuje, gdzie może. A przez te ulicę jest bardzo ciężko przejść. Trzeba pomóc dzieciom, osobom starszym i niepełnosprawnym. Teraz ludzie się już do mnie przyzwyczaili, nabrali sympatii. Ja też bardzo lubię dzieci i młodzież. Dogaduję się z nimi. Chociaż niektórzy gimnazjaliści mówią: jesteśmy dorośli, to wstyd, żeby nas pani przeprowadzała. Raz był taki przypadek, że dzieciaki obrzucały śnieżkami budkę koleżanki, która pracuje na drugim przejściu. Trochę się zdenerwowała, ale tak naprawdę, to ogólnie z młodzieżą jest w porządku. Myślę, że dyrekcja i nauczyciele zwracają na nich uwagę. A uczniowie liceum hotelarskiego są bardzo sympatyczni. I dziewczyny, i chłopaki. Większość mnie zna i chyba byłoby im głupio źle się wobec mnie zachować.

- A jak zachowują się kierowcy?
- Często sami się zatrzymują, jak widzą, że ktoś chce przejść przez ulicę. Nawet jeśli to osoba dorosła. Przejeżdża tędy dużo tirów białoruskich i ukraińskich, i oni tak się właśnie grzecznie zachowują. Troszkę gorzej jest z samochodami osobowymi. Bywają kierowcy, którzy uważają, że jak siedzą wysoko, to mogą sobie dodać gazu. Ale ogólnie jest bezpiecznie. Odpukać, chciałabym, żeby tak już zawsze było. Kierowcy tirów jeżdżą tędy co jakiś czas i już mnie poznają. Czasem mi pomachają albo prześlą buziaka.

- Ruch jest duży?
- To zależy od dnia. Czasem od rana do popołudnia jadą non stop. Bywa, że rano w drodze do pracy sama nie mogę przejść przez jezdnię. Aż się sklepikarze śmieją, ze to oni teraz powinni wziąć znak stopu i mnie przepuścić. Uważam, że tiry nie powinny jeździć przez miasto. Nie wiem, jak ludzie mogą mieszkać przy samej ulicy. Tym bardziej sądzę, że moja praca jest potrzebna dla dzieci. No i dla mnie też, bo znalazłam zatrudnienie.

- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Joanna Rostkowska