Articles

Kiedy wyschnie Wkra

- Ki diabli! – zaklął pod nosem Andrzej Czerski, właściciel działki nad Wkrą w Cieksynie, kiedy po paroletniej przerwie znów wybrał się na kajak. W miejscu, przez które kiedyś przepływał, mając pod sobą wodę na głębokość wiosła, teraz pojawiła się piaszczysta łacha

Na obniżenie poziomu wody narzekają letnicy, mieszkańcy nadwkrzańskich terenów, wędkarze i rolnicy
- Tutaj, w Goławicach mieliśmy tratwę, którą przepływaliśmy na drugą stronę. Rzeka była groźna i głęboka. Nawet na jakimś filmie upamiętniono, jak świętej pamięci pan Szeszewski przeprawiał ludzi na drugi brzeg – wspomina pani Afek, mieszkanka Goławic.- A teraz można ją po prostu przejść.
Andrzej Czerski polubił okolice Cieksyna od czasu, gdy służył opodal w wojsku. Piękne tereny zauroczyły go na tyle, że kupił sobie tu działkę.
- Przyjeżdżam tu od 25 lat. Kiedyś, żeby przejść na drugi brzeg, trzeba było umieć dobrze pływać. Było tak głęboko, że chłopa zakrywało. A ilu ludzi się potopiło. A teraz. Woda do kostek!
Wody na lekarstwo
Poziom wody we Wkrze, jednej z najpiękniejszych i najbardziej unikatowych rzek nie tylko w Polsce, ale i na świecie jest zastraszająco niski. O tej porze roku wody powinno być pod dostatkiem, tymczasem jest jej jak na lekarstwo.
We Wkrze wody nigdy nie brakowało. Po zimowych rozkopiskach rzeka tworzyła ogromne rozlewiska. Setki hektarów łąk były wtedy pod wodą. Dzisiaj są miejsca, gdzie latem nie da się już wpłynąć łódką. Na rzece tworzą się płycizny, nawet na środku koryta pojawiają się piaszczyste wyspy. Korzenie roślin wystają ponad wodę.
Czarne wizje
Antoni Kustusz, rzecznik prasowy Polskiego Związku Wędkarskiego winy za obecny stan rzeczy dopatruje się w działalności człowieka.
- Jeśli rzeka nadal nie będzie pogłębiana ani czyszczona, za 10 lat zarośnie całkowicie - mówi, snując przy tym ponure wizje.
Rejon Doliny Wkry przestanie być atrakcyjny turystycznie. Nikt nie będzie zainteresowany nabywaniem nieruchomości, Klientów stracą domy wczasowe, gospodarstwa agroturystyczne i inne tego rodzaju kwatery. Skończą się tak dziś popularne spływy kajakowe. Krótko mówiąc, życie gospodarcze nad rzeką zaniknie.
Brak plaż widać doskonale już dzisiaj. Aby dostać się do wody w upalne dni, trzeba przedzierać się przez krzaki, a później kąpać w zarośniętej wodorostami wodzie.
Jeśli tak dalej pójdzie, po paru latach w korycie będą rosły krzaki lub powstanie piaszczysta pustynia, jak to dzieje się w niektórych rejonach Pomorza.
- Może wówczas będziemy mieli nową atrakcję turystyczną, czyli pustynny step, który zastąpi Dolinę Wkry – mówią złośliwi.
Dziwonia w odwrocie
O przyszłość Wkry martwią się przyrodnicy.
-Tak gwałtowny spadek poziomu wody to tragedia i dla roślin i dla zwierząt – mówią. Zdaniem pesymistów długotrwałe skutki  tego zjawiska doprowadzą do tego, że zginą rzadkie gatunki roślin, a  ptaki – niekiedy tak cenne  jak wodniczka czy dziwonia - zaczną szukać lepszych miejsc do gniazdowania.
Ucierpią płazy, gady i ryby, zwłaszcza w okresie tarła.
Miejsce bujnej roślinności zajmą trzciny.
- Nie bez znaczenia są także tony śmieci, leżące w wodzie. Wrzucimy ich w końcu tyle, że zasypiemy całe koryto. O tym, że dawniej tam była rzeka będziemy dowiadywać się z książek.
Z jednej strony rzeka powinna pozostać jak najbardziej naturalna, z drugiej nie wolno jej zostawiać samej sobie. Człowiek musi wyznaczyć granicę swojej ingerencji i jej nie przekraczać – mówi Janusz Siwek, hydrolog z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Legionowie.
Stepie szeroki...
Trudno w to uwierzyć, ale z powodu niedostatku wody Polska powoli zamienia się w step. Zmniejszyła się ilość opadów, zniszczeniu uległy dawne odwadniające melioracje. Wysychają stawy i rzeki, a naukowcy ostrzegają, że zjawisko obejmuje jedną piątą powierzchni kraju.
Z raportu Instytutu Ochrony Środowiska wynika, że najgorsza sytuacja panuje w Wielkopolsce, jednak sprawa dotyczy też terenów Polski południowo-wschodniej i środkowej.
Skutki tego procesu będą dla nas opłakane. Woda może stać się towarem racjonowanym, jej niedostatek uderzy też w rolnictwo, bo plony będą coraz mniejsze. Przypiekające  słońce oraz stepowienie gleby doprowadzą do zniknięcia wielu gatunków roślin.  Grozi to nawet ziemniakowi, który nie lubi zbyt wysokich temperatur.
Gdzie ratunek?
Według specjalistów, proces stepowienia można spowolnić. Przede wszystkim gminy powinny zwiększyć powierzchnię lasów oraz zainwestować w tzw. małą retencję- poldery, zbiorniki-kieszenie, naturalne zakola, suche i półsuche zbiorniki przeciwpowodziowe, kanały ulgi itp. Nie wolno likwidować drobnych zbiorników i sadzawek, czy osuszać błot Powinno się także wyposażyć rowy melioracyjne w zastawki, bo obecnie zdecydowana większość rowów jedynie odprowadza wodę, a jej nie zatrzymuje.,
W walkę ze stepowieniem powinny się także włączyć władze w Warszawie. Profesor Tomasz Żylicz z Warszawskiego Ośrodka Ekonomii Ekologicznej w wywiadzie dla „Dziennika” mówi - „Rząd powinien opracować system zachęt dla rolników, by stali się tzw. strażnikami krajobrazu. W tym celu powinno się wykorzystać unijne fundusze, które są przeznaczone na ochronę różnorodności biologicznej obszarów wiejskich czy ochronę środowiska i krajobrazu”.
Co więc z tą Wkrą?
Kiedy zatem nadejdzie moment pożegnania z rzeką?
- Wysychanie jezior jest normalnym zjawiskiem. Zamieniają się one w bagna lub  torfowiska i niejednokrotnie dzieje się to na naszych oczach.
Rzeki też wysychają, ale ten proces trwa o wiele dłużej.
Oczywiście zdarzają się wyschnięcia okresowe, najczęściej w przypadku suszy hydrologicznej, która doprowadza do znacznego spadku  poziomu wód podziemnych. A trzeba wiedzieć, że są one głównym źródłem zasilania polskich rzek w okresie bezopadowym. Kiedy ich zabraknie, następuje powolne obniżenie poziomu wód płynących, niekiedy  całkowite ich wyschnięcie. Po nadejściu opadów poziom wód podziemnych najczęściej się wyrównuje, a rzeka wraca do poprzedniego stanu i takie właśnie cieki nazywamy ciekami okresowymi.
Na razie żadne wskaźniki nie wskazują na suszę hydrologiczną. Również  wieloletnie obserwacje wykluczają wysychanie Wkry oraz sąsiadujących z nią rzek – Orzyca i Omulwi, które wyglądają tak samo jak kilka lat temu – mówi „Tygodnikowi” p. Anna Kłos, dyżurny hydrolog CNO (Centrum Nadzoru Operacyjnego) IMGW w Warszawie.
Wychodzi na to, że na razie możemy spać spokojnie. Pytanie – jak długo jeszcze?
Aleksandra Wojciechowska, Zbigniew Czarnecki