Articles
Zamknięte na cztery spusty

Co prawda, trudno się do nich dostać – często od świata oddziela je ciężkie, stalowe ogrodzenie i brama na pilota.
Mieszkańcy zamkniętych osiedli tłumaczą, że wysoki płot i ograniczony wjazd na podwórko zapewniają im spokojny sen. Uważają, że nikt nie włamie się do mieszkania i nie ukradnie stojącego przed blokiem auta.
- To argument, który często przekonuje nabywców do kupna mieszkania na takim osiedlu – mówi Karolina Grycuk z biura nieruchomości.
Jednak wśród osób, które mieszkają na takich osiedlach od dłuższego czasu, zdania na ten temat są podzielone.
- Jestem człowiekiem z klaustrofobią, więc mój punkt widzenia może się wydawać dosyć subiektywny. Nasze osiedle obejmuje 3 bloki i około 100 rodzin. Wjazd jest z dwóch stron. Obie bramy są zamknięte przez cały czas, a na nasze podwórko można dostać się tylko przez jedyną otwartą furtkę – opowiada pani Maria Lejtan z osiedla na ul. Sportowej. - Minął już rok od ogrodzenia osiedla, a ja wcale nie czuję się przez to bezpieczniej. Prześladuje mnie myśl, że w razie pożaru albo nagłej choroby może zabraknąć sekund potrzebnych na uratowanie życia. Brama może się zaciąć albo akurat wyłączą prąd.
Strażacy forsują bramę
Kiedy wzywa się karetkę pogotowia na tego rodzaju osiedle, najlepiej
wcześniej otworzyć bramę i wyjść na ulicę, aby wskazać drogę kierowcy
ambulansu i na wypadek, gdyby ktoś z nadgorliwych
mieszkańców chciał zamknąć bramę. Jeszcze większym problemem
wydaje się wjazd wozu straży pożarnej na teren osiedla. O to, co
mówią przepisy przeciwpożarowe na temat zamkniętych osiedli,
spytaliśmy mł. bryg. Mariusz Torbus, zastępcę komendanta powiatowego
straży pożarnej w Nowym Dworze.- Za bezpieczeństwo takiego osiedla odpowiada jego właściciel. Nie ma przepisów, które by tego zabraniały. My, strażacy, mamy piły i inne narzędzia do pokonywania takich bram czy ogrodzeń – wyjaśnia mł bryg. M. Torbus. - Podobnie jest na osiedlach nieogrodzonych np. na Pólku i na Osiedlu Młodych, gdzie stoją słupki ustawione po to, żeby nie parkować aut pod samym blokiem, kwietniki itp. Dwa lata temu rozdawaliśmy ulotki ostrzegające przed tego rodzaju zagrożeniem, jednak akcja nie odniosła oczekiwanych rezultatów. Dopóki ktoś na własnej skórze nie doświadczy nieszczęścia, to się nie nauczy.
Polska gościnność
Życie na zamkniętym osiedlu wiąże się też z tworzeniem się małych,
zamkniętych społęczności, które izolują się od reszty miasta.- Jako nastolatek zawsze miałem poczucie, że jesteśmy odizolowani. To nie znaczy, że nie kolegowaliśmy się z ludźmi np. z Pólka. Każdy z chłopaków z naszego osiedla miał znajomych w innych dzielnicach. – mówi pan Łukasz, który spędził dzieciństwo na osiedlu zamkniętym. - Mamy problem np. przy zamawianiu pizzy na telefon. Trzeba wtedy podać nr telefonu i czekać na zgłoszenie rozwoziciela pizzy. Potem trzeba wyjść osobiście albo otworzyć bramę pilotem.
Niektórzy skarżą się także na utrudnienia związane z przyjmowaniem gości.
- Na bramie wisi napis „Wjazd tylko dla mieszkańców”. Tu pojawia się problem z zaparkowaniem, bo w okolicy nie ma żadnego parkingu – słyszymy od pani Marii Lejtan. - Zaczęliśmy wspólny teren traktować jak prywatny folwark. Czyżby zanikała nasza polska gościnność?
Twierdza nie do zdobycia
Na osiedlach zamkniętych w większych miastach przy bramie można
zobaczyć budkę strażnika albo przynajmniej domofon. Problemem
nowodworskich osiedli jest często brak domofonu. Każdy, kto chce wejść
lub wjechać na teren samochodem, musi skontaktować się telefonicznie z
kimś z mieszkańców. Przed takim problemem stają
zarówno goście, jak i listonosze, wspomniani pracownicy
pizzerii na telefon, a także lekarze z wizytami domowymi czy opiekunki
do dziecka.- Uważam że jest to nieporozumienie. Nie podoba mi się, że wspólne tereny są grodzone i zamykane – stwierdza pani Maria.
Zapewne na zamkniętych osiedlach żyłoby się znacznie lepiej, gdyby wprowadzić ułatwienia dla gości, takie jak chociażby domofon. Być może wtedy takie osiedla przestałyby przypominać „twierdze nie do zdobycia” i naprawdę zaczęłyby kojarzyć się z bezpieczeństwem.
Tekst i foto: Joanna Rostkowska