Articles
Czekanie na sprawiedliwość

W roku 1930 w Mochtach-Smoku (obecnie gm. Zakroczym) pojawia się Antoni Więckowski, prężny przedsiębiorca z Warszawy.
Pan Więckowski jest zadowolony ze swojej pracy, ale ponieważ zawsze ciągnęło go do ziemi, zastanawia się nad założeniem własnego gospodarstwa.
Jeździ po okolicach Warszawy, szuka odpowiedniego miejsca, aż trafia w rejon Zakroczymia.
Szczególnie podobają mu się mu okolice Mocht. Jest tu co prawda trochę dziko, nie ma prądu i dobrych dróg, ale piękne i malownicze tereny rekompensują te braki. Na dodatek p. Antoni widzi staw i strumyk, które w jego wizjonerskich planach mają odegrać niemałą rolę.
Nie zastanawia się długo i kupuje ziemię.
Własny prąd
Największą inwestycją jest elektrownia. Ekipy budowlane spiętrzają wodę
w stawie, budują groblę, stawiają budynek z akumulatorownią.Prądu dostarcza napędzana wodą pionowa turbina Francisa. Dzięki energii elektrycznej działa młockarnia, sieczkarnia i inne maszyny rolnicze.
Ciężka praca przynosi efekty, gospodarstwo rozkwita.
Wypędzeni
Rok 1939. Do Polski wkraczają Niemcy i Sowieci. Zakroczym zostaje
włączony do Rzeszy. W 1940 Niemcy wyrzucają Więckowskich z gospodarstwa.Rodzina przeprowadza się do Warszawy. Pan Antoni od razu bierze się do roboty i wkrótce prowadzi zakład produkujący gaśnice przeciwpożarowe.
Ta działalność jest jednocześnie przykrywką dla pracy na rzecz Armii Krajowej, dla której pan Antoni, żołnierz podziemia, produkuje miotacze ognia.
Po powstaniu trafia do oflagu.
Powrót
W 1945 Więckowscy wracają do Mocht. Wycofujący się Niemcy zabrali wszystko co się dało, ale elektrownię oszczędzili.
Rodzina zabiera się do ciężkiej pracy.
Naprawiają zniszczenia, uprawiają ziemię, sadzą drzewa, pracują po kilkanaście godzin na dobę.
- Miałem wtedy 15 lat i doskonale pamiętam te czasy Cała rodzina ciężko harowała. Przed oczyma wciąż stoi mi stryj, który był kimś w rodzaju koordynatora. Chodził z lagą i poganiał nas, żebyśmy się nie ociągali. Każdy robił, co mógł na miarę własnych sił. Pracowały nawet dzieci – wspomina Apoloniusz Więckowski (rocznik 1930), syn Antoniego.
Wkrótce mają powody do dumy. Gospodarstwo osiąga doskonałe wyniki.
Niektórych te sukcesy kłują w oczy; są zbyt duże w porównaniu z dokonaniami zakładów państwowych.
Komunista bierze wszystko
W październiku 1950 r. u Więckowskich pojawia się komisja z decyzją o
upaństwowieniu gospodarstwa. Nowa władza zabiera ziemię, dom, budynki
gospodarcze, elektrownię, maszyny.Komuniści rekwirują też biżuterię i gotówkę. Kradną nawet naczynia stołowe.
- Mamę wsadzili do pociągu i wywieźli gdzieś na zachód. Wróciła parę dni później – wspomina Apoloniusz Więckowski.
On sam i ojciec nie mieli tyle szczęścia. Jako burżuje trafili do więzienia.
Ojcu, który w czasie pobytu w więzieniu został odznaczony przez rząd w Londynie krzyżem Virturi Militari za zasługi dla AK w czasie okupacji, komunistyczne władze przedłużają pobyt w celi.
1957 i później
Trwa gomułkowska odwilż. Więckowscy opuszczają cele. W 1957 roku otrzymują pismo z Wojewódzkiej Rady Narodowej w Warszawie, stwierdzające, że ziemię zabrano im niesłusznie.
W serca wstępuje nadzieja, ale za pismem nie idą czyny.
Rodzina pisze gdzie się da, prowadzi korespondencję z różnymi urzędami i instytucjami, lecz sprawiedliwości nie staje się zadość.
W międzyczasie umiera Antoni Więckowski, a starania o odzyskanie własności kontynuuje jego syn, Apoloniusz.
Pan Apoloniusz kupuje kawałek gruntu w Wólce Smoszewskiej w odległości 2-3 km od dawnego gospodarstwa. Tu ma swoją bazę i stąd prowadzi walkę.
Pisze do różnych instytucji, a one od lat odpowiadają mu mniej lub bardziej pokrętnie.
I tak to trwa do dziś.
Zbigniew Czarnecki
Z dziejów gospodarstwa
Od 1950 roku gospodarstwo przechodziło w różne ręce.
Wśród właścicieli był m.in. PGR i zakłady OZR Dymitrow. Po
każdej zmianie właściciela gospodarstwo podupadało coraz bardziej. Jednym z ostatnich zarządców był Ursus, który urządził przy stawie ośrodek wczasowy, przerobiwszy jednocześnie budynek elektrowni na stołówkę. W 2006 roku Agencja Mienia Rolnego wydała pozwolenie na rozbiórkę tego budynku; został on dokładnie zrównany z ziemią, a miejsce, gdzie stała elektrownia, teraz porastają chaszcze. |
OD REDAKCJI:
Nasz reporter widział korespondencję pana Więckowskiego z różnymi instytucjami (m.in. z Agencją Własności Rolnej Skarbu Państwa) i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że grają one na zwłokę, licząc na to, że w końcu p. Apoloniusz zrezygnuje ze swoich starań.
Te piękne okolice stanowią dla niejednego łakomy kąsek, po co więc oddawać teren prawowitemu właścicielowi, skoro można zadowolić kogoś z republiki kolesiów...
Jaka jest właściwie różnica między tymi, co ukradli, a tymi, co nie chcą oddać?